Witamy na stronach Akademii Medycyny Alternatywnej

CO TO JEST AKUPUNKTURA?

  Akupunktura, najprostszymi słowy, jest dziedziną wiedzy o zdrowiu, z powodzeniem wykorzystywaną do leczenia chorób i innych dysfunkcji organizmu, nie tylko bólu. Przy tym metoda ta przetrwała próbę czasu.

 Prapoczątków akupunktury można doszukiwać się na terenie dzisiejszych Chin i Mongolii, około 5000 - 7000 lat temu, choć ostatnie wykopaliska archeologiczne mogą przesunąć ten moment w jeszcze odleglejszą przeszłość. Otóż na terenie Mongolii znaleziono igły krzemienne pochodzące sprzed około 10 tys. lat, które prawdopodobnie były wykorzystywane do akupunktury.

 Akupunktura jest najbardziej uniwersalną z metod szeroko pojętej refleksoterapii, czyli leczenia dolegliwości przy wykorzystaniu odruchów układu nerwowego. Pewne jej odmiany stosowano w starożytnym Egipcie, na Środkowym Wschodzie i w granicach Imperium Rzymskiego, później w Europie Zachodniej, gdy kupcy i misjonarze przynieśli wieści o ciekawych odkryciach Orientu.

 Pierwszym nowożytnym Europejczykiem opisującym akupunkturę był Michał Boym, polski jezuita, w XVII wieku legat papieski na dwór cesarza Chin. Co do innych polskich tradycji w tym przedmiocie, to na początku XIX wieku na Uniwersytecie Jagiellońskim pisano rozprawy doktorskie na temat akupunktury. Później okryła to zasłona niepamięci. Od 1971 roku, po nawiązaniu stosunków dyplomatycznych między Chinami a USA, akupunktura zaczęła zdobywać popularność w Ameryce.


 W latach siedemdziesiątych XX wieku zaczął się renesans akupunktury w Polsce. W 1978 roku prof. Garnuszewski, po wieloletnich zabiegach  w Ministerstwie Zdrowia PRL, uzyskał zgodę na utworzenie w Warszawie Stołecznego Centrum Akupunktury, które odegrało wielką rolę w popularyzacji tej metody leczniczej w naszym kraju.

A TERAZ CIEKAWOSTKA DLA WIELBICIELI "RADIA MARYJA":

Papież Jan Paweł II w 1987 roku
pobłogosławił kamień węgielny pod budowę Stołecznego Centrum Akupunktury, a
niezależnie od tego udzielił oficjalnego błogosławieństwa profesorowi dr. med. Zbigniewowi
Garnuszewskiemu, Prezesowi Polskiego Towarzystwa Akupunktury

(do wglądu na stronie głównej)

 Obecnie akupunktura jest uznawana przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) za konwencjonalną metodę leczenia, choć do wielu lekarzy to jeszcze nie dotarło i dalej jest przez nich traktowana jako coś z dziedziny czarów.

 Na pierwszy rzut oka, dla przeciętnego człowieka, metoda ta wydaje się czymś dziwnym, gdyż do leczenia wszelkich chorób podchodzi się jednakowo, czyli wbija się igły w przeróżne miejsca, aby złagodzić ból czy usunąć inne zaburzenia w różnych częściach ciała, czasami bardzo odległych od punktów nakłuć. Sztuką jest dobór miejsc nakłuć!

 Starożytni lekarze chińscy opisywali istnienie pod powierzchnią skóry sieci energetycznej, która miałaby łączyć zewnętrze z wewnętrznymi organami i strukturami w ponad tysiącu tzw. Punktów Akupunktury na całym ciele. Energia krążąca w tej sieci znajduje się w harmonii z układami krążenia, nerwowym, mięśniowym, trawiennym, moczowym, rozrodczym i wszystkimi innymi systemami organizmu. Kiedy energia życiowa (Qi) "zablokuje się" czy osłabnie, w określonych układach czy miejscach anatomicznych organizmu uwidaczniają się tego efekty (zaczyna się choroba).

 Stymulacją jednej z kombinacji "klucza" Punktów Akupunktury można przywrócić harmonię w uszkodzonym obszarze (następuje powrót do zdrowia). Tak to opisuje się używając terminologii tradycyjnej.

 A w terminologii współczesnej? Otóż według fizyki współczesnej nie ma w naszym Wszechświecie takiej postaci energii jak energia życiowa, energia "Qi". Są tylko oddziaływania silne jądrowe, oddziaływania elektrosłabe (elektromagnetyczne zunifikowane ze słabymi jądrowymi) i oddziaływania grawitacyjne. I to ma wystarczyć do opisu rzeczywistości.

 Energia "Qi" jest poetycką przenośnią dla opisu pola elektromagnetycznego związanego z organizmami żywymi. Bodźce fizyczne, takie jak nakłucie metalową igłą, mogą na to pole wpływać. Z kolei pole elektromagnetyczne jest związane z ruchem ładunków elektrycznych (jonów) krążących w naczyniach razem z krwią, co jest powiązane czynnościowo z autonomicznym układem nerwowym.

 Lokalizację punktów akupunktury (miejsc najłatwiejszego oddziaływania na autonomiczny układ nerwowy) określono doświadczalnie na przestrzeni tysiącleci. Igłami można zmieniać (poprawiać) ukrwienie w dowolnym miejscu organizmu - działając na pole elektromagnetyczne czy stymulując autonomiczny układ nerwowy.

 U podstaw terapii leży fakt, że dla prawidłowego działania dowolnej komórki organizmu należy spełnić trzy warunki: dostarczyć tlen - z krwią, dostarczyć substancje odżywcze i materiały budulcowe - z krwią oraz odprowadzić metabolity i inne śmieci - także z krwią. To właśnie stanowi podstawę leczniczego działania akupunktury.

 Igły wprowadzane w Punkty Akupunktury, za pomocą autonomicznego układu nerwowego, mogą w pewnych granicach sterować ukrwieniem w dowolnej części ciała i stymulować procesy naprawcze (regenerację) uszkodzonych narządów, na ile pozwala na to genom danego organizmu.

 Moce nadprzyrodzone nie biorą w tym udziału!!!

 Niestety, cudów nie ma, poprawianiem niedoskonałości genetycznych zajmie się może w przyszłości terapia genowa, a może się to jednak długo jeszcze nie uda. Obecnie środkiem najbardziej sprzyjającym zdrowiu jest urodzić się w zdrowej genetycznie rodzinie.

 Połączywszy jednak wiedzę Wschodu i Zachodu (Chińczycy mieli mizerne pojęcie o anatomii w ogóle, a o anatomii układu nerwowego w szczególności) można osiągnąć więcej, niż osiągano w tradycyjnej akupunkturze. 

  W dawnych Chinach lekarza posługującego się tradycyjną medycyną chińską kształcono około 10 lat, ucząc go teorii według chińkiego wyobrażenia świata, oraz praktyki przy łóżku chorego, uczono zarówno diagnostyki (wywiad,  oglądanie - stąd diagnoza z wyglądu języka czy twarzy, badanie palpacyjne tętna, które doprowadzono do perfekcji, wyróżniając 27 jego różnych cech - w medycynie Zachodu bada się częstośc, regularnośc i siłę, rzadko rozbierano pacjenta, a już w ogóle nie znano metod obrazujących wnętrze ciała, ani rozlicznych badań biochemicznych robionych w laboratorium) jak i metod terapeutycznych (wskazania co do trybu życia, dietetyka, zielarstwo, masaż, przypieczki czyli moxa oraz nakłuwanie igłami czyli akupunktura). 

  Learz wykształcony na sposób zachodni operuje o wiele większą ilością metod diagnostycznych, co umożliwił mu rozwój techniki, na początku XX wieku badania rentgenowskie, w połowie XX wieku początki stosowania na szeroką skalę badań laboratoryjnych i początki zastosowania ultadźwięków (rozwinięte z techniki wojskowych sonarów), a od lat osiemdziesiątych XX wieku, gdy zaczęto stosować komputerowe wspomaganie metod obrazowych (stąd mamy rozliczne metody badań ultradźwiękowych, endoskopowych, tomografię komputerową, tomografię magnetycznego rezonansu jądrowego, pozytonową tomografię emisyjną itp.) dość dokładnie wie, jak wygląda wnętrze ciała pacjenta. 

  Nastąpiła eksplozja badań badań diagnostycznych, mnóstwo ludzi chce ciągle "robić wyniki", by "wiedzieć, co im jest", zwłaszcza gdy nie płacą za nie bezpośrednio z własnej kieszeni, gdyż idą na to środki publiczne (sciągane pod przymusem). 

  Nakręca to koniunkturę przychodniom diagnostycznym, a ludzie przy okazji spotkań towarzyskich, na przykład przy świątecznym stole czu u cioci na imieninach mają temat do rozmów i straszenia się nawzajem chorobami. Ludzie lubią się bać, stąd wysoka oglądalność horrorów i kryminałów. 

  Ale czy tak wielka ilość badań w czymś tak naprawdę pomaga? W większości przypadków jest to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Bo czy jest sens robić badanie, którego wynik nie wpływa na sposób leczenia? Ludzie od tysięcy lat uskarżają się na takie same dolegliwości. 

  Człowieka w miarę normalnego, który nie jest hipochondrykiem czy pieszczochem, interesuje tylko to, aby dolegliwości ustąpiły (zdrowie zostało naprawione) w miarę szybko i bez ponoszenia przez niego dużych kosztów. 

  Pieszczochy i hipochondrycy to osobna para kaloszy, oni lubią się badać, zwłaszcza za cudze pieniądze, twierdząc, że są chorzy. Najszybciej uzdrowiłaby ich sytuacja, gdyby z własnej kieszeni musieli zapłacić za niepotrzebne badania.

  A swoją drogą, jaka jest najgorsza choroba? Odzpowiedź brzmi: hemoroidy (żylaki odbytu). Dlaczego? Bo ani samemu nie idzie ich zobaczyć, ani się w towarzystwie (u cioci na imieninach) pochwalić. 

  Niektórzy też lubią, gdy wpycha się im do odbytu półtora metra kolonoskopu.

  Różne są metody diagnostyczne, coraz bardziej wyszukane i nowoczesne.

  A dolegliwości od tysięcy lat takie same.

  A sposoby ich usuwania są także różne, mniej lub bardziej skuteczne. 

  Akupunktura jest jedną z bardziej skutecznych metod, choć nie jedyną. Dużo zależy od wiedzy leczącego. Im jest ona większa, tym leczenie jest skuteczniejsze

  Lekarz znający kilka systemów medycznych będzie skuteczniejszy od tych, którzy się trzymają jednego, czy to zachodniego, czy wschodniego, gdyż ma szerszy wachlarz metod terapii do wyboru. 

  Lekarz jakikolwiek, niezależnie czy medycyny Zachodu, czy Tradycyjnej Medycyny Chińskiej (TCM), czy Ajurwedy, ale należycie wykształcony, będzie skuteczniejszy od tego, kto swą działalnośc opiera na powierzchownych studiach etnograficznych (np. specjaliści z Mongolii), a tym bardziej od tych, którzy posiadają dyplomy jakichś tam kursów, a w szkole nie chciało im się uczyć i niewiele wiedzą o biologii, fizjologii, anatomii, chorobach czy o podobnych bzdurach w ogóle, ale są dobrzy marketingowo. Ludzie lubią gusła i sensacje.

  Nasuwa się na myśl powiedzenie: "HEBLUJ  SYNKU,  HEBLUJ,  PRZYJDZIE  TATA,  SIEKIERĄ  POPRAWI"

  Najtrudniej jest wbić pierwsze sto czy dwieście tysięcy igieł, później już samo idzie ...

 

 Najlepiej, by ten, kto wykonuje zabiegi akupunktury, był lekarzem, bo ma pojęcie co i kogo leczy!

lek. med. Bogusław Cichoń

strona główna