Chciałbym
przedstawić tu cztery wybrane choroby (czy raczej grupy schorzeń) kobiece,
z którymi ginekolodzy radzą sobie w sposób niezadowalający
pacjentki. Są to bolesne miesiączki i generalnie zaburzenia
cyklu,
przewlekłe zapalenia przydatków, zaburzenia okresu klimakterium i łagodne
guzki piersi (mastopatia fibrocystica, zwyrodnienie włóknisto-torbielowate).
Bolesne
miesiączki i zaburzenia cyklu. Niektórzy
ginekolodzy tłumaczą kobiecie uskarżającej się na bóle przy
miesiączce, że taka jej uroda, lub że
ureguluje się to samoistnie po porodzie, przecież to nie choroba.
A definicja zdrowia, według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO),
to nie tylko brak choroby, ale pełny dobrostan, zarówno fizyczny,
jak i psychiczny oraz społeczny. Jak to się ma jedno do
drugiego? Według tradycyjnej medycyny chińskiej cykl regularny u zdrowej
kobiety to taki, który
trwa 28-29 dni (miesiąc księżycowy), samo krwawienie jest
niebolesne, średnio obfite i trwa 3-4 dni, występuje w czasie
nowiu księżyca, jajeczkowanie w czasie pełni, napięcie
przedmiesiączkowe praktycznie nie występuje - takie są rytmy
przyrody.
Cywilizacja Zachodu, przez stresy, pracę kobiet na zmiany
i inne nowoczesności zaburza to. Sądząc po ilości reklam
leków w
telewizji, bolesne miesiączki są dużym problemem dla kobiet (co
ja, jako mężczyzna mogę o tym wiedzieć?), a napięcie
przedmiesiączkowe jest dużym problemem dla mężczyzn i w ogóle
dla całego otoczenia kobiety w tym okresie (to mężczyźni
akurat wiedzą, a w Stanach Zjednoczonych, gdy kobieta zarąbie
siekierą męża i udowodni, że była tuż przed miesiączką, to
dostanie mniejszy wyrok - nie 80 lat więzienia, a, dajmy na
to, 60).
Wszystkie zaburzenia cyklu występują z powodu
zaburzeń ilości hormonów krążących we krwi kobiety. Poziom
danego hormonu w danej chwili to informacja, a na podstawie fałszywych
informacji organizm podejmuje niewłaściwe działania. Poziom
hormonów płciowych kobiety we krwi w danej chwili zależy od dwóch rzeczy:
od ich produkcji w jajnikach (ginekolog najczęściej mówi, że
wszystko w porządku), ale także od ich utylizacji w wątrobie
(niestety, wątroba leży powyżej pępka, a więc poza
obszarem zainteresowań ginekologów).
Na produkcję hormonów w
jajniku wpływa przysadka mózgowa, na przysadkę wpływa podwzgórze,
na podwzgórze reszta mózgu, na mózg czynniki zewnętrzne, występuje
mnóstwo skomplikowanych powiązań. Na utylizację hormonów w wątrobie
też wpływa wiele czynników. Czy da się to załatwić paroma
tabletkami? A przy pomocy akupunktury, bazującej na tysiącach lat
doświadczeń, przeważnie się to udaje.
Niektóre kobiety, stosujące
antykoncepcję hormonalną (tabletka) twierdzą, że cykl im się
uregulował. Bzdura, to nie jest cykl miesięczny - cykl został
zatrzymany, a występujące krwawienie, to krwawienie z
odstawienia gestagenów. Jeśli kobiecie po menopauzie dać takie środki,
też będzie kupować podpaski, ale czy o to właśnie
chodzi?
Z kolei środki antykoncepcyjne typu Depo-Provera,
wprowadzające organizm kobiety w stan podobny do ciąży, wymyślono
dla ludów prymitywnych, aby się zbytnio nie mnożyły, ale
samopoczucie kobiet po tym cudzie farmakologii jest paskudne.
W ogóle
żeński układ hormonalny to bardzo delikatna sprawa, i nie należy
bez koniecznej potrzeby ingerować w niego podawaniem hormonów z zewnątrz,
zwłaszcza gdy robi się to z finezją wybuchającego granatu
obronnego.
Hormony to dla organizmu nośnik informacji, na podstawie
fałszywej informacji (podawanej z zewnątrz) organizm
modyfikuje swe działanie, co nie zawsze jest dla niego korzystne.
Akupunktura jedynie poprawia ukrwienie danych organów (nie tylko
macicy czy jajników, ale także wszystkich innych mających wpływ
na cykl miesięczny), przez co
stwarza warunki do naprawy uszkodzeń i właściwego
funkcjonowania układu rozrodczego (najbardziej prawdopodobną
przyczyną tych zaburzeń są stany zapalne i upośledzenie
usuwania produktów przemiany materii, a także utrudnienia w krążeniu
chemicznych nośników informacji, czyli hormonów), a niekorzystne
objawy uboczne nie występują (poza siniakami, które rzadko
powstają i szybko znikają).
Przewlekłe
stany zapalne przydatków to
prawie nieuleczalna farmakologicznie sprawa. Jeśli po raz pierwszy
ostry stan zapalny nie zostanie do końca zlikwidowany (a wszystkie
zarazki wymordowane) to, mimo chwilowej poprawy samopoczucia
kobiety, proces zapalny o małym nasileniu ciągle się tli.
Zaczynają powstawać blizny, które po jakimś czasie mogą
doprowadzić do niedrożności jajowodów i bezpłodności, a ognisko
stanu zapalnego z zarazkami otacza się tkanką łączną.
Przy wychłodzeniu
dolnych partii ciała kobiety (wystarczą też same zmarznięte
stopy) następuje zaostrzenie choroby, stan zapalny "rozpala się",
bo następują zaburzenia krążenia krwi i spadek odporności w tej
okolicy organizmu. Ginekolog stosuje wtedy kurację antybiotykową,
choroba na jakiś czas przygasa (ale nie gaśnie całkowicie), a
potem wszystko zaczyna się od nowa, i ta zabawa może
trwać latami.
Dlaczego? Otóż antybiotyk, nawet właściwie
dobrany pod względem wrażliwości zarazków na niego, dotrze z biegiem krwi w dostatecznym
stężeniu wszędzie, tylko nie tam, gdzie jest rzeczywiście
potrzebny, bo przeszkadzają zbliznowacenia. Komórki odpornościowe
i przeciwciała także nie mogą dotrzeć tam, gdzie powinny. Próby
stosowania czopków ze streptokinazą (ma rozpuścić blizny) też
nie przynoszą spodziewanych efektów. A wprawny lekarz
akupunkturzysta może zmieniać ukrwienie gdzie zechce. I nie
trzeba włazić na "samolot". Wystarczy odsłonić stopy do połowy łydek
i okolicę kości krzyżowej. Czasem wystarczają jeden lub dwa
zabiegi, by definitywnie załatwić przewlekłe, nękające kobiety
wiele lat, zapalenia przydatków. I to przeważnie bez
antybiotyków. Organizm poradzi sobie sam.
Co
wszakże może być niekorzystne finansowo dla seksuologów leczących oziębłość płciową
u kobiet (wywołaną bolesnością przy stosunku).
Zaburzenia
okresu klimakterium są
problemem dla wielu kobiet, ale nie dla wszystkich. U jednej
uderzenia gorąca i napadowe poty trwają parę miesięcy i
uspokajają się samoistnie, u drugiej trwają kilkanaście lat.
Ginekolodzy stosują tzw. "hormonalną terapię zastępczą".
Kobiety w pewnym wieku zażywają ogromne ilości hormonów. A hormony
to informacja z zewnątrz (patrz wyżej).
Na dodatek wredni
Amerykanie w roku 2002 ogłosili, że terapia ta podnosi ryzyko
zachorowania na nowotwory jajnika czy piersi - tak im jakoś
wychodzi ze statystyk (widocznie mają za dużo komputerów i na dodatek
nudzą się, kto normalny robi statystyki?) - i nic to,
że koncerny farmaceutyczne na wyżej wymienionych środkach
farmakologicznych robią dużą kasę.
Od
niedawna próbuje się wprowadzać środki pochodzenia roślinnego,
pomocne przy dolegliwościach menopauzalnych, ale ich cena,
w porównaniu z cenami innych środków ziołowych,
jest zbyt wysoka, a skuteczność taka sobie. Poziom hormonów
we krwi (niewłaściwe proporcje estrogenów
i gestagenów powodują nieprzyjemne sensacje) zależy
zarówno od ich produkcji w jajnikach, jak i utylizacji
w wątrobie.
A wątroba leży powyżej pępka (patrz wyżej).
A najciężej
przechodzące klimakterium kobiety mają też zaburzenia ze strony
układu pokarmowego, migreny, bóle stawów itp.
A to łatwo poprawić przy pomocy
akupunktury (sterowanie ukrwieniem i wpływ na regenerację).
Łagodne
guzki piersi (mastopatie)
to
też sprawa hormonalna. Usunięcie ich chirurgiczne, jeśli nie
utnie się całych piersi, nie starcza na długo. Guzki
potrafią odrastać, i to czasami wielokrotnie. Niektórzy
chirurdzy traktują kobiece piersi jak trawnik, przycinają je
regularnie (a przy okazji przycinają kasę - jak mówi młodzież).
Nie wszystkie kobiety za tym przepadają.
Jeśli dany guzek nie
ma natury złośliwej, co stwierdza czasem ginekolog, czasem
onkolog, można spróbować pozbyć się go bez operacji.
Akupunkturą reguluje się gospodarkę hormonalną (a tak
mimochodem, mastopatie rozpoczynają się od bolesnych piersi
przed miesiączką, później są guzki przed miesiączką,
znikające po miesiączce, później guzki przestają znikać) a
guzki rozpływają się same,
czasem trzeba jeszcze poprawić przepływ krwi przez gruczoły
sutkowe, i to nie koniecznie wbijając igłę w pierś,
wystarczy stopa.
Łagodne śródścienne mięśniaki macicy można
potraktować podobnie, to też sprawa hormonalna. Znikają co
prawda wolniej, ale dość szybko można zatrzymać ich wzrost.
W naszym kraju rzadko ginekolodzy usuwają samego mięśniaka,
najczęściej przy okazji wycinają macicę z połową pochwy,
gdyż tak jest łatwiej (a chirurdzy
od piersi odwrotnie, tną po kawałeczku, aby na dłużej
starczyło). Wtedy zaczynają się problemy innej natury: chłop szuka
nowej baby i rozlatuje się rodzina.
Mięśniaki śródmaciczne uszypułowane łatwiej
jest usunąć zabiegiem łyżeczkowania jamy macicy, bez
okaleczania kobiety, a ze względu
na charakter ich ukrwienia akupunktura jest w tym wypadku
bezsilna. A może by tak współpraca? Jeśli mięśniak
jest śródścienny i nie ma charakteru złośliwego, może by najpierw spróbować
zachowawczo przy pomocy igieł i pod kontrolą ginekologa?
Łagodny guz zawsze zdąży się wyciąć. A krwawienia międzymiesiączkowe
po akupunkturze często ustępują.
|